Dziś nie będzie nic o postępach czy coś.
Poddaje się, mam dość zacofania moich rodziców, tego, że twierdzą, że się znają. Nie uznają mojej wiedzy mimo, że ja czytam o psach, a oni nie..
Mianowicie chodzi mi o kilka spraw:
1. Ostatnio gdy rodzice przywieźli sękacza (ciasto) pies się do niego dorwał bo postawili go na stole. Rozwalił go na kawałeczki. Oni za nic nie chcą go wyrzucić, cały czas dają mu jego cały talerz.
2. Podkarmiają cały czas psa gdy jedzą, nieważne czy jedzą zupe bo ją czasem też dają, ostro przyprawionego kurczaka/kiełbase czy słodycze. Tyle razy zwracałam im uwagę, pokazywałam co jest napisane w książeczce zdrowia, że nie można, ale mają to głęboko w poważaniu.
3. Wychowywanie psa, chodzi mi tu o to, że moja rodzina robi udawane ataki, w sensie np. tata udaje, że bije siostre, bo ich bawi reakcja psa. Charlie rzuca się na dzieci, a to tylko pogarsza sprawę, w dodatku ma lekką agresje terytorialną. Gdy Charlie naszczeka na jakieś dziecko oni uspokajają go, mówią, że nic się nie stało, a to błąd, bo pies myśli, że zrobił dobrze...
Wczoraj rano mama była na spacerze z psem, zauważyła, że Charlie nie rzuca się już na dzieci. Ciekawe kogo to zasługa, może takiej osoby, której nikt w domu nie słucha, nie uznaje tego, że się zna na psach i ćwiczy z nim to od ok. dwóch miesięcy. Nie, to na pewno zasługa mamy, bynajmniej tak twierdzi.
Druga sprawa- ja szkole psa metodami pozytywnymi, rodzina w tym przeszkadza. Zapytacie pewnie dlaczego? Za każdym razem gdy pies coś lekkiego przeskrobie rodzice stosują metode "kija i marchewki", czyli krzyczą na niego, ganiają go po całym domu.
4. Rodzice niszczą sztuczki, które umie pies. Jak? Gdy pies zrobi sztuczke nie nagradzają go, nie mówią dobry pies, ciągle każą mu je robić, pod rząd wszystkie jakie umie pierdyliard razy.
5. Obowiązek wyprowadzania psa spoczywa na mnie, osobą "winną" za to, że pies nie jest wyprowadzony jestem zawsze ja! A oni uważają, że pies jest "rodzinny" czyli jest wszystkich i nikogo zarazem. Z psem wychodzę głównie ja, czasem jak mama wstanie rano to go wyprowadzi.
6. Cały czas uznają moje zdanie w sprawie psów za zdanie jakiegoś idioty co się wgl nie zna. Oni twierdzą, że są najlepszymi znawcami psów, bo przy nich jeszcze nie umierały przez te żywienie, a nidgy nie wymagali od nich niczego więcej niż tego by "ładnie wyglądał".
7. W lutym kupiłam dla Charlie karme, prawie 7kg Fromm Family, cena: 124 zł +dostawa (tak, sama płaciłam) skala zjedzenia: mniej niż pół. Psu całkiem smakowała ta karma, jadłby ją gdyby nie kupowali mu cały czas mokrego i dawali resztek z obiadu. Oni nie uznają by pies jadł samą karmę, bo ona według nich to jak chipsy które oni cały czas żrą i to nie jest pełnowartościowy posiłek. Ta. Więc karma zanim się zestarzeje pojedzie pewnie do schroniska. Ostatnio myślę o drugim psie, w sensie by wziąc ze schroniska, ustalić z rodzicami, że nie mam nic do Charlie, a o tym psie decyduje w 100%, ale szczerze mówiąc wątpię, że to się uda, bo raz: jak można dać takiej osobie nieodpowiedzialnej psa? takiej co nie daje ciasta? dwa: dla rodziców kot + mały pies to jak stado koni. Mamy mieszkanie 72m2 więc nie sądzę, że to strasznie dużo ;_; inni mają więcej..
8. Kamień nazębny- Charlie ma kamień nazębny, rodzice podchodzą do tego bardzo lekko i żartobliwie. Za własne pieniądze kupiłam psu szczoteczke do zębów, paste, oni się z tego wyśmiewają cały czas, że tak dbam, ale dobra, nieważne. Kupiłam też tchawice suszone by gryząc usunął trochę tego kamienia. Podczas gdy dawałam ten gryzak (tego dnia) rodzice wciskali dla psa ich obiad, pies dostał biegunki i wyszło na to, że to przez to co ja kupiłam, genialnie. Kamień się ostatnio zmniejszył, ale rodzice chyba go bardzo lubią, bo cały czas dają psu słodycze, a przed chwilą dostał kiełbaske, super..
A i 9. Nie chcą sterylizować Charlie. Mówią, że ona na smyczy się nie rozmnoży ZNAWCY ZWIERZĄT TO POWIEDZIELI! Co ja mam robić jak pies się będzie dostawiał do niej? Skopać? zabić? by jej nie pokrył? Masakra. Cały czas z tego drwią i mówią, by nosić psa na rękach gdy będzie mieć cieczkę. Koszmar.
To tak w punktach, ogółem od dawna mam spory problem z rodzicami (w sprawie psa). Kiedyś tłumaczyłam mamie czemu ich poprawiam jak coś robią złego dla psa, na przykładzie "czy jakbyś umyła podłogę, a ja weszłabym na nią w butach w błocie to czy byłabyś szczęśliwa?", wtedy wytłumaczyłam, że ja wiem co dla psa jest potrzebne, a co szkodzi, a oni to psują i jak wiem to będę ich poprawiać. Po ostatnich dniach jak chciałam się zebrać by wywalczyć swoje wywieszam białą flagę. Na tą chwilę obieram strategie "macie swojego psa", nie będę go wyprowadzać, szkolić, karmić, ćwiczyć z tą agresją do dzieci. Może wtedy przejrzą na oczy. Może porozmawiam z nimi o wzięciu psa dla mnie, ale pewnie nie wyjdzie. Jak się wyprowadzę będę mieć własnego, nie skażonego ich idiotyzmem psa, ta myśl mnie pociesza.
Pytanie do Was: Też macie takie problemy z rodzicami? Chyba często się zdarza, że rodzice nie akceptują pasji kynologii, bo psy to "proste" zwierzęta i jak nimi się można interesować, poza tym przejmowanie się ich zdrowiem jest często według nich "pańciowe", traktują często takie osoby jak rolnik, do którego przyjechała pańcia z miasta i zachwyca się krową.
Tu łapcie dzisiejszą sztuczkę. Jak na czas uczenia i trudność (do psa, bo Charlie trudno czegoś nauczyć) to szybko się nauczyła.
Kąpiel Czarnucha, taka tam kąpiel o 1 w nocy